sobota, 7 listopada 2009

Zaginiony kot

Drugiego listopada zniknął mój kocur Mironek. Na tym osiedlu, gdzie jedni karmią bezdomne koty, odrobaczają je, dbają o nie, a drudzy traktują jako zabawki dla swoich amstaffów nie jest łatwo. Parę z kotów nie ma ogonów, rotacja jest wielka. Dzwoniłam do schroniska Na Paluchu, gdzie Straż Miejska wozi zwierzęta z interwencjii, dzwoniłam na Straż. Nie ma. Jak widzę kątem oka coś białego czy wydaje mi się, że słysze miauczenie lecę pędzę. Jestem jedyną w stolicy osobą podbiegającą w nocy z drżeniem serca do białej reklamówki, leżącej w krzakach. Już kiedyś tak było, kiedy zniknął mój pies.
W poniedziałek wydrukuję i rozwieszę ogłoszenia, może chociaż zadzwoni ktoś z informacją o białym kocim trupku. Lepsze to, niż czekanie. Dobrze, że Roch nie zauważył nieobecności kota.
A poza tym nic nowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz