czwartek, 19 listopada 2009

Trzynastego piatek i okolice.

Miało być tak pięknie. Miał być listopadowy Zamość ze swoimi cieplutkimi, ciasnymi knajpkami, miały być rozmowy do rana. Szczęście i święty spokój. A tu zadziałał piątek trzynastego.
1. Wyciągałam wenflon koledze, który samowolnie opuścił szpital. Z dziury po igle wylaciała kropla czarnej krwi.
2. Nie pojechałam do Zamościa, bo zachorowało dziecko matki-kierowcy.
3.Mój małżonek dopuścił do tego, że nasz lanos ( to taka marka samochodu, powoli odchodząca w przeszłość, jak polonez) przybił piątkę z drzewem. Wpadli obaj w poślizg. Ta krotochwila kosztowała piątkę właśnie, pięćset złoty. Gdyby Mąż nie robił potem auta u pana Heńka kosztowałoby to tysiąc pięćset.
4. Roch ma katar i znów nie może wychodzić na dwór, nie może iść na ukochany basen z ukochanym tatusiem. Biedna mała kropeczka, nie rozumie, dlaczego te ograniczenia.
A o kropeczce. Dziś z kuchni słyszałam powitalną wymianę zdań pomiędzy Rochem a Mariuszem. Mariusz przyszedł ze spotkania biznesowego po 22. Mały jeszcze nie spał. I słucham czegoś takiego. Ożywione bardzo:"-Tatusiu, tatusiu, jesteś juz?" "Jestem, syneczku, jestem". Radosne:-"Tatusiu, tatusiu, i smiejdziś?" Cisza. W końcu przytłumione:-" No syneczku, na spotkaniu z panią szefową wypiłem jedno piwko. Tak czuć? Umyję zęby". "Umij tatusiu, dzidzia z tobą umije swoje zęby". I poszli myć, dyskutując .

Piatek był i minął.
I to było by na tyle, jeśli chodzi o pech. Cała reszta nawet niezła. Ja mam swoje dodające otuchy marzenia , mam też zlecenie. Robię imitację małej fontanny, ze styropianu. Praca niezbyt ciekawa, ale zawsze to pieniądz. Przyda się .
Na zewnątrz pada, ale w gruncie rzeczy to nawet fajne, bo nie ma tyle ludzi na ulicach i w lesie. Dom robi sie jakiś cieplejszy, choć na termometrze niby tyle samo. I okna, pomiędzy listopadem a mną. Czy zna ktoś lepszy wynalazek? Oczywiście, drugi taki wynalazek to pod każdym oknem cieplutki kaloryfer, a na kaloryferze kot.
I sterta papierków po cukierkach, które leżą przede mną i wzbudzaja wyrzut sumienia, dlaczego ja, jako kobieta bynajmniej nie chucherko zjadając taką ilośc cukierków nie mam wyrzutów sumienia?
I to obraz pewnej całości, która mnie własne w tej chwli otacza.

4 komentarze:

  1. Czesc. Ja tu czekam na relacje z Zamościa a tu nic. ))))) Pisz czesciej bo mi sie do kawki rano fajnie czyta. Tym bardziej ze znam blogowiczkę hihi
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dostałam zlecenie zrobienia wazonu z Kłapouchym. I bije mnie to estetycznie po mordzie :( Od swojego byłego, Darka, o którym ci mówiłam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Takowa, ktoś ty?
    Marta, cześć:) Wazon z Kłapouchym, o rany. Wyzwanie. Ale ten zleceniodawca ci wiele wybaczy;)

    OdpowiedzUsuń