środa, 11 listopada 2009

Pochwalona

Zostałam za to, co tu sobie piszę (dzięki Węszynoska, dzięki Gosia i Radek:)). Bardzo mi miło i aż jestem trochę zakłopotana, bo to taka sobie pisanina pitu pitu. Pozwolicie, że nie będę starała się utrzymać poziomu. Niech będzie, jak jest, czyli jak wszędzie klasyczna krzywa życiowa:)
Zastanawiam sie, skąd ten blog. Pewnie dlatego, że jestem dosyć towarzyska i rozmowna, bo gadatliwa to chyba nie. No, może po trzech kawach... A moja praca to samotność z konieczności. Teraz dużo czasu spędzam z dwuipółlatkiem, ale z nim na razie nie da rady pogadać o pewnych sprawach, a poza tym to facet. Kocha maszyny. Przechodził etap, kiedy chciał zostać kierowcą szambiary. Na szczęście to już za nami, chociaż jeśli kiedyś będzie chciał zostać kierowcą szambiary to i tak zostanie, bo co ja będę mogła zrobic? fcrgt-a to przekleństwo napisał kot, bo go po raz dziesiąty zrzuciłam z kolan.
Ogladałam dziś film "Pan Tadeusz". Oprócz Pana Tadeusza Gumowa Twarz i Włos Na Żel i Zosi o urodzie współczesnej sitigerl fajna obsada. Nawet komuś chciało się sciągnąć do sceny polowania na niedźwiedzia niezłą gromadę ogarów i gończych. Szkoda tylko, że w całym filmie nie pojawia się ani jeden chart, o których to tyle jest w książce. Te szerokie ujęcia kamery wędrujace po pejzażu aż się o to proszą.
A tak w ogóle to nie wiedziałam, że prawie 200 lat temu Polska była tak współczesna. Mieli obrączkowane bociany, dzikie niedźwiedzie w obrożach. Chyba głupio się im zrobiło za tego ostatniego ubitego tura. A tak na poważnie, czy ktoś ma nadzieję, że np. tej obroży na szyi niedźwiedzia widz nie zauważy? Może w telewizji tak, ale w kinie, na dużym ekranie ta obroża ma ze dwa metry...
I tak oglada się to fajnie.
Okropne to musiało być, przymusowa emigracja. My teraz mamy zupełnie inną mentalność, hasła przewodnie to "Świat jest coraz mniejszy" i "Wszystko dla nas". A ludzie współcześni Mickiewiczowi byli wychowywani w duchu wielkiego, prawdziwego patriotyzmu. Jakaś częśc, jakiś element tego patryjotyzmu dane mi było poznać, dzięki mojej nieżyjącej już Babci. Dla tych ludzi "z wtedy" wygnanie musiało byc katastrofą. Nie dziwię się, że wielu z nich młodo umarło, że na wojnie zgineła rozstrzelana przyjaciółka mojej Babci, Basia Puzon, że moja Babcia jeździła nocami jako sanitariuszka do postrzelonych i umierających partyzantów.


Zmiana tematu.

W życiu, przynajmniej moim, są czasem sytuacje, które obserwowane kątem oka przez ułamek sekundy wygladaja zupełnie inaczej. Na przykład napisy czy reklamy na bilbordach. Każdy to zna i zna to zadziwienie samym sobą, np. że zamiast przeczytać"konsultacje medyczne" przeczytał "konspiracje medyczne". To akurat może być wynik mojego takiego a nie innego zaufania do służby zdrowia, chachacha..
Ale są też sytuacje odwrotne, kiedy coś co dzieje się na prawdę wygląda jak ta pomyłka rejestrowana kątem oka. Wczoraj rysowałam coś na blacie w kuchni i zarejestrowałam przez okno jakiś ruch koło furtki. Już myślałam, że to jedna z babć karmiących i miałam się schować, ale nie. Patrzę, a tu nasz sąsiad z wierzowca otwiera naszą furtke wytrychem. Dałam sobie kilka sekund na odpędzenie ewentualnej zmory sennej, ale ona trwała. Otworzyłam więc okno i grzecznie zapytałam pana Wiesława, czy mu po prostu nie rzucić klucza. Powiedział, że nie , że sobie poradzi i że nasze zamknięcie to o dupę rozbić. Wytłumaczył mi także , że jest w naszej pracowni od rana, za zgodą Mariusza, i że przewiercił sobie palec wiertłem na wylot. Ja wtedy zapytałam jakim , a on powidział, że piątką. Dla niewtajemniczonych- to na prawdę niemały kaliber. Pan Wiesław musiał poleżeć chwilę w domu, bo mu się zrobiło słabo, i właśnie wracał. Jak sobie wyobraziłam tą piątke wwiercajaca sie w MÓJ palec i mi zrobiło się słabo, przeprosiłam go więc i zamknęłam okno. Bardzo mi go żal, bo ma pewne zobowiazanie i musi je zrealizować z przewierconym palcem.
W piątek jadę do Zamościa, do Wiolci. Poznam jej synka i jego tatę. Jadę z dwoma mamuśkami , które w głosie, mówiąc o tym wyjeździe maja to: "Wyrrrwę się z domu, aaaach!". Mamy spać do oporu, tak się umówiłyśmy.
Wrócił mój kot. Ten co go już opłakałam. Jeszcze nie mogę uwierzyć, to nie będę pisać o tym. W każdym razie jakoś tak sie stało że mamy trzy. Jutro o tym pomyślę. Co z tym zrobić.
I to by było na tyle.

2 komentarze:

  1. Matko Pochwalona, Rzeźbiarko Pochwalona! Z trzech kotów może już być gulasz dla dwóch osób i dwu-i-pół-latka. Zapytaj warszawskiej licznej mniejszości białych inaczej czy marynuje się przed czy po "ostatecznym rozwiązaniu" kwestii kociej. (Podobno znakomitą kurczęcinę można tym sposobem uzyskać. W dodatku zdrową, bo chyba nie karmiłaś kotów sterydami, jak to kurczęciom czynią?)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczęciny z kotów robić mi się nie chce, bo podobno ściąganie skóry jest pracochłonne dla początkującego. Ale robię dziś na obiad schabowe sojowe. Tak jest napisane na opakowaniu.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń