niedziela, 29 maja 2011

Szybko, krótko.


No i się porobiło. W poniedziałek musimy oddać klucz do Magnolii. W tej chwili w domu jest tak.


Sama radość, co? Na dodatek jak nic się nie działo, to nic. A teraz dostałam duże zlecenie na rzeźbę, 2 na 2 na metr, i muszę pakować dom i pracować. W związku z tym Rochulec wyjechał z Babcią do Rzeszowa, bo wnętrze na powyższym zdjęciu i czterolatek-saper-górnik-alpinista to katastrofa.
A tak na marginesie nadmienię, że czterolatek-który-najlepiej-wie-co -i-jak. W swoim mniemaniu. Który bywa rozlicznymi postaciami, od kierowcy szambiary po kardiochirurga "od wyjmowania serc". Który zabija muchy, żeby zrobić im uroczysty pogrzeb. Każdy z typów, w które się wciela jest traktowany zupełnie serio i od nas wymaga się dla niego szacunku i uwagi oraz dostarczenia niezbędnych elementów postaci. Pytanie: co trzeba dostarczyć kierowcy szambiary? ;)
Szczerze mówiąc mam kłopot, bo czasem nie wiem, co robić. Energia, inwencja są wielkie, ale mają moc niszczycielską, trzeba lawirować jakoś umiejętnie, żeby nie zgasić w dziecku tych fajnych cech, ale i stwarzać ograniczenia. Trudne to. No i ten gen nieposłuszeństwa, który syneczek słodki ma po mnie, gen, co na każdą moją uwagę, czy prośbę czy zakaz każe dziecku zdanie zacząć od "Ale...". I kiedy ja po raz któryś mówię , chcąc toto przechytrzyć"I nie ma żadnego ale" , to stworzenie zmyślne mnie w końcu ubiega i jest coś takiego : "Ale , i będzie ale, musi być ale, nie mów mi, ze nie ma ale, bo jest ale, no i ale ja to zlobie jak...". I co z takim zrobić, takim, dla którego wszystko jest możliwe , i pewnym swej nieomylności. Człowiek, który jednym tchem mówi, "Kocham cię mamusiu jak stąd do kosmosu, a Jezus lobił kupę, zanim nie umalł ?a telaz to czy robi, jak odżył ?, a czy plemiel Kaczyński lobi kupę ?, a czy uczucia są w mózgu? " I słyszę, jak mówi wierszyk "Murzynek kupa w kupie mieszka, czarną ma kupę ten nasz koleżka" i tu wybuch gromkiego śmiechu. Mój mąż jak to usłyszał, zapytał mnie cicho i poważnie "Ej, my chyba nie jesteśmy rasistami?".
Uffff...

Ale...No właśnie, ale :) Dom. Magnolia została sprzedana. Nie chcę się tu rozpisywać o uczuciach, bo potem będzie smutno czytać. Jutro się wyprowadzamy. Na razie naszym jedynym domem jest to.


Kopiliśmy to trzydziestoletnie cudo żeby postawić w górach, na Łokciu. Mam zamiar tam mieszkać ile się da. Toto jest zmyślne w środku, więc zaskakująco wygodne. Ma gazowe ogrzewanie, można mieszkać i we wrześniu. Ma kuchenkę na gaz, lodówkę na gaz (na Łokciu nie ma prądu). Mycie w rzece, reszta do sławojki.

Ciekawe , ile wytrzymamy :)

Ciekawe, czy tu wrócimy..;)

W tym czasie tutaj, w Warszawie będzie się odbywać papierologia, pozwolenie, srozwolenia, że się tak brzydko wyrażę. Ilość świstków, mapek, i innych pierdół potrzebnych do tzw. Pozwolenia na budowę jest ogromna. Kiedy już pozwolenie uzyskamy, wylewamy fundamenty i stawiamy coś takiego.


Dlatego takiego, bo to sprawdzona architektura, jakaś taka przyjazna, opiera się dobrze pogodom i niepogodom , no i stanie tu. A chyba takie coś tu pasuje .



Dziwnie się czuję. Tyle zmian. Kierując się logiką szachisty, planowaniem posunięć w czasie, dotarłam do tego momentu. A trwało to ponad 10 lat. Lawina ruszyła, lecimy, leeecimyyy...Obyśmy wylądowali tam, gdzie trzeba :)

Ale...

;)

A na deser coś przepięknego na letnie poranki.
http://www.youtube.com/watch?v=Jw23wrzn_Dc

Oj, nie wiem, jak to zalinkowac. Filmik też się nie umieszcza. Trzeba to skopiować i wrzucić w google. Warto :)

piątek, 13 maja 2011

Sprzedawanie domu.

Witam. Oj, nie było mnie długo, ale życie teraz mamy bogate we wrażenia, net generalnie zaniedbuję, bo ...
Najpierw o tym drewnianym cudzie z poprzedniego wpisu. Spece rozliczni, co im pozawracałam głowę twierdzą, że nas nie nie stać . I że koszt ogrzania prawie 300 m. domu o wys. pomieszczeń 3.20 to fortuna. I że w związku z tym oni by na naszym miejscu tego nie brali, bo drewniany dom nie powinien być kończony i ogrzewany częściowo. Można w ten sposób zrobić i sobie, i jemu krzywdę. I musieliśmy się pożegnać z leśniczówką. Zmieniliśmy więc opcję.... Ale o tym na końcu.
A sprzedaż domu...
Ciągle sprzątam, załatwiam papiery, opowiadam o Magnolii, odbieram telefony, opowiadam o Magnolii, sprzątam, Roch bałagani, znów ktoś ma przyjechać oglądać, sprzątam...
Ale , pomimo emocjonalnego tajfunu i mnóstwa pracy o dziwo jest fajnie. Co prawda palę pół paczki papierosów dziennie, a przecież prawie nie paliłam, przy używkach czy kawce i plotach tylko. A tu palę jak ci, co wchodząc do autobusu biorą jeszcze ostatniutkiego maszka, a potem z ulgą, że znów dało radę, znów zdążyli wykorzystać skarb do samego filtra, wypuszczają dym w środku . Każdy takich zna. To prawdziwi twardzielewink
No dobra, do tego się jeszcze nie posunęłam. Ale za przystankiem zdarza mi się palić. To chyba przejdzie...
Ale miało być o sprzedawaniu domu. Przychodzą różni ludzie, siadają za naszym okrągłym kuchennym stołem i płyną opowieści. Nasze, ich. Pijemy herbaty, kawy, wino , i gadamy, gadamy. Kiedyś miałam w sobie jakąś taką wściekłość, oczywiście mocno kamuflowaną, przed sobą samą przede wszystkim. Od niedawna dopiero to widzę, oglądając siebie samą z perspektywy czasu. I przez to punktem wyjścia było myślenie o ludziach co najmniej z nieufnością. Czasem złośliwością. Niefajnie. Teraz, może przez jakiś szacunek do siebie samej, którego w końcu się doczekałam, ludzi lubię. I okazuje się, że to działa w obie strony. Ach, ta skromność wink Ale dobra, bez hipokryzji ma być, to i jest. No i ci ludzie, zupełnie obcy, siedzą tu godzinami. My się cieszymy, oni się cieszą. I niektórzy po prostu chcą tu zostać. Okrutne prawa rynku i mój Mąż mówią- zostaną ci, co najwięcej zapłacą. Ja cierpiałam, bo upatrzyłam sobie takie jedno małżeństwo, ale Mąż mnie lekko opieprzył na boku, że te prawa rynku i za różnicę w cenie tych i tamtych zrobimy całą działkę, czyli drogę, meliorację, prąd. Dla mnie to abstrakcja, te całe pieniądze, przejdzie to przez konto i nawet ich nie zobaczę. Zamienią się po prostu w dom, drogę, staw. Ale ufam Mężowi, jest racjonalny, a raczej potrafi być racjonalny, dzięki Bogu.
Wiem, że to może wyglądać niepoważnie, ale chciałoby się , żeby w domu, w który włożyło się kawał serca mieszkali tacy, którzy to docenią. No i zjawili się. Pan architekt, przeuroczy, pani architektowa, rodem z miasta Baku, oraz syn, Jakub, lat 10, natychmiastowy guru i półbóg dla Rocha. Co prawda Roch oblał pana architekta wodą ze szlaucha, ("To taki zalt, plose pana achlitekta") ale tenże dobrodusznie mu darował. A darowywał, wyglądając , jakby się zsikał. W oczekiwaniu na wyschniecie spodni, żeby nie było kompromitacji, zrobiliśmy ognisko i upiekliśmy kiełbasę. No nie powiem, pan architekt oraz Kuba mają spust. A Roch opowiadał panu architektowi o swoim sercu. "Panie achlitekcie, ja mam doble selce, jak Dyzio (to nasz kot), ale czasem śmieszne. jak polewam ludzi woda ze szlaucha to moje serce jest śmieszne, bo lobie zalty". Pan architekt zrozumiał ten wywód, i wybaczył do końca.
Konsensus jest taki, że w poniedziałek o 12 Magnolia przestanie być nasza. Dziś jedziemy się wymeldować i przez jakiś czas będziemy bezdomni. Rodzice Mariusza nas chyba zameldują. Nawet nie wiem, bo jeszcze o tym nie gadaliśmy.
Jeśli będziecie chciały/chcieli sprzedać dom, mogę udzielić kilku rad. Powiem też, jaką papierologię załatwić, bo jest tego od cholery.
Trzy podstawowe zasady:
1. Musi być czysto.
2. Musi pachnieć.
3. Powinniśmy wzbudzić sympatię i zaufanie. Czyli być czyści, pachniećwink Nie bać się powiedzieć o minusach domu i jak im zaradzić, i dlaczego myśmy nie zaradzili (szczerze-my nie mieliśmy forsy).
Te zasady poleciła mi przyjaciółka, która w obecnym, martwym rynku nieruchomości sprzedała błyskawicznie i za dobre pieniądze mieszkanie ("dobre pieniądze", dyskusyjne określeniewink)

I tyle .
Jeszcze może o tym, że w poniedziałek będę ryczeć jak trąba. Wrócimy tu od tego notariusza do NIE NASZEGO domu. NIE NASZEJ KOCHANEJ MAGNOLII. Chyba się upiję, czy coś...
A nowy dom planujemy z bala. Bale przyjadą z Syberii, z okolic Omska. Może o jeden z nich opierał się sponiewierany za nic polski szlachcic. A może na jeden z nich nasikał bordomordy strażnik tegoż. W sobotę mamy spotkanie z panem Zbyszkiem, co ma dom stawiać.
A na razie siedzę, gładzę kochane ściany magnoliowe, trochę popłakuję ale i ciesze się, że się ktoś w niej zakochał od pierwszego wejrzenia, jak my kiedyś.
Buuuuuuu......