poniedziałek, 20 lutego 2012

Poniedziałek na dwa sposoby

Można tak:
A. "O cholera, znów poniedziałek, bleeee, ale mi się nie chce, tyle dni do soboty, nuda, nuda."
B: "Poniedziałek, fajowo, coś się zaczyna, a jak zaczyna to i się wydarzy, nie mogę się doczekać."
Tak siedzę nad kawą i zastanawiam się , którą opcję wybrać. Na razie wybieram powolny start, czyli wpis na blogu, z oknem po lewej, przez które widzę bawiące się konie. I te podskoki, tulone uszy, markowane gryzienie i kopanie, brykanie. Stare to i wielkie, a zachowuje się jak stado szczeniąt. Jeden jest nieruchawy, mały, kudłaty, rudy i tłusty. Stoi na środku jak pomnik i żuje.

Tak sobie czekam na firmę budowlaną, która ma podobno dziś przyjechać. Zgodnie z sms-em mają wg. mnie jeszcze 10 minut. A zgodnie z Polską Nieformalną Normą Budowlaną 10 dni.
Budowa jak wyglądała, tak wygląda. Czarny obelisk na wielkiej półpolanie. Od listopada tak samo Nadzieja mnie jednak nie opuszcza, wszak firma ma jeszcze 6 minut. Ufam.
Buachacha.
No dobra, dosyć tych żali. Ten dom i tak powstanie, to akurat wiem na pewno.

Dziecko mi sie zmienia. Jak doroślenie na tym polega, to ciężko bedzie. Dziecko negocjuje wszystko. Picie, jedzenie (i tu niespodzianka, ale ono chce jedzenie, a ja mu nie daję, bo zaczynam sie obawiać otyłości u Rochanka), wstawanie, spanie, ubieranie , rozbieranie, skręcenie w lewo, prawo, prosto, wszystko. Ostatnio sieje grozby, że np. "Tatuś ciebie zostawi (czyli mnie, mamusię) i pójdzie pracować do innego domu, nie będzie z tobą ożeniony , znajdzie sobie nowa młodą pannę. Jak będziesz taka." Czyli jak będę kapralem. Wybrałam, zmuszona koniecznością formę domowego kaprala, bo słodycz i dobroć wraz z tłumaczeniem nic nie dawały. Czasem , jak już Młodzieniec doprowadzi mnie do pasji, w ręce czuję taki prąd, który chce tę rękę wyrzucić w powietrze w taki sposób, aby dłoń wylądowała z klapsem na czyimś tłustym tyłeczku. Fizycznie to czuję. Udaje mi się powstrzymać ten prąd, muszę mieć gdzieś tam niezłe oporniki.
Albo to po prostu Roch jest Opornikiem. Jednym wielkim Opornikiem;)

Firma ma 5 minut spóźnienia.

Jakiś czas temu jechaliśmy z Rochem autobusem z przedszkola. Naprzeciw siedział falenicki żulik. W Falenicy jest ich sporo. Roch opowiada, co miał na obiad.
-"Mięsko, ziemniaczki i taka kapusteńka malutka, kapustunia malusieńka, kapustenieńka zieloniutka jak zabawkowa, kapusteczka kapuścineczka..."
-"Brukselka", wychrypiał żulik, bo już nie zdzierżył.

Ale one się pięknie poruszają, te konie. Gdyby nie to piękno właśnie, ciężko by było, ale to piękno półpolany jest jak prozac czy inne inhibitory serotoniny. Żebym nie wiem jak była wściekła-uspakaja. Zawsze to czułam, wiedziałam. Miasto jest fajowe, szczególnie takie ogromne, ale pod bokiem, wedle potrzeb, a nie jako coś, co mnie otacza.

Zadzwoniłam do firmy. Jada, jadą. Utknęli na mieście z podwaliną. Przewiezienie kilkumetrowych belek modrzewiowych przez Wawę o tej porze w poniedziałek nie jest sprawą prostą. To jestem w stanie zrozumieć. No to czekam.

Postanowiłam obrać poniedziałkową opcję B.
A niech tam.

PS. Nie wiem, o co chodzi, ale zablokowało mi komentarze. Wasze widzę, ale nie mogę odpisać. Pojawia się biała tablica, na górze dziwny link i tyle. Tak czy inaczej za komentarze bardzo dziękuje , zawsze mile widziane:)

3 komentarze:

  1. Łączę się w bólu. A propos Opornika. Mam to samo. I nie dość, że jestem kapralem, to jeszcze jedynym kapralem w rodzinie, bo potencjalny drugi w momentach, kiedy mógłby też wdziać mundurek, cedzi przez zęby: "Możesz mu coś powiedzieć?!", "A ty nie możesz???", "Nie, bo nie chcę być ten niedobry..." A ja to niby chcę???!!!
    Z zamiast łykać prozac (ew. obserwować konie) jedna moja koleżanka korzystała z rybek akwariowych. Tyle, że u sąsiadów. Jak coś było nie tak, stukała do sąsiadów, wpadała do salonu i gapiła się na akwarium. Co na to mówili sąsiedzi, nie wiem, ale mogę sobie wyobrazić, bo teraz ma już własne rybki. :)

    A budowlańcy zapewne już dojechali, czego z całego serca życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. I co, dojechali?
    To dobry wybór, ta opcja "B" ;-)
    Dla mnie w poniedziałek zawsze jest opcja "A", z drobną korektą - nie "nuda" tylko "młyn"... No chyba że mam wolne ;-))
    A jakbym miała za oknem taką półpolanę, to już w ogóle nie byłabym w stanie jechać do roboty...
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działa, o, no to piszę.
      Mialkotku, ja też jestem jedynym kapralem. I słyszę "Kaśka, powiedz mu!".Jak czasem zmywam się na kilka dni nie wiem, jak wszyscy sobie z Opornikiem radzą. Na pewno ulegają jego wielkiemu głodowi, bo coraz tłustszy...Powodzenia , Mialkotku, i chyba jedyną metoda na bycie dobrym kapralem jest wprost proporcjonalnie do bycia zołza tulenie i całowanie , jedno drugie znosi:)
      Inkwizycjo, przyjechali. Ocieplili styropianem fundament od wewnątrz. Ale to nic. BO. Przywieźli wielkie, tłuste, klejące i pachnące jak samo Niebo bale modrzewiowe. Pierwsze drewno na nasz drewniany dom.
      No superowo jest, miałam przeczucie co do tej opcji "B".
      Miłego tygodnia więc!

      Usuń