Od tygodnia mamy z Mariuszem przez cały czas otwarte usta. Wyglądamy dosyć mało inteligentnie, ale w końcu czymś trzeba oddychać. Odzywamy się do siebie monosylabami, bo mówienie przy zatkanym nosie i uszach to nic fajnego. Jeśli się już odzywamy powstają perełki tego typu.
-Co robisz ?
-Piszę pamiętnik.
-Od dawna?
-Od dwudziestu lat, i nie wiem kiedy skończę.
-To chyba dobrze?
-Co?
-Że nie wiesz, kiedy skończysz.
-Co?
Nic. Nic, nic, nic.
Właśnie nadeszła burza. Pioruny i grzmoty. Wyobraziłam sobie właśnie, że piorun rozświetla niebo i nie gaśni,i tak zostaje, ta chemiczna jasność. I zaczyna się . O Jezusicku, ale by się działo;)
Kończę, bo mam obawy, że jak strzeli w pobliżu to mi zepsuje komputer.
Ale ta burza piękna.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak ja uwielbiam czytać o takim fajnym, ciekawie przedstawianym i normalnym życiu dwóch kochających się normalnych ludziach z Synem i psami, kotami, burzami. Zazdroszczę Ci Kasiu lekkiego pióra, niewydziwianych form i treści. Cud, miód!
OdpowiedzUsuńwww.canimussurdis.blogspot.com
MajaB.
Jeszcze Wam katary nie przeszły? Ale przy burzy to jakoś średnio można się wygrzać ;)
OdpowiedzUsuńTo ja przesyłam kolejną porcję zdrowia:)
Pozdrawiam:)
Cześć dziwfczyty. Katar szaleje, nic nie popaka, ani pioty s pniszka lekarskiego, ani sok s czarneko psu.
OdpowiedzUsuńNo, koniec żartów, ale fonetycznie to brzmi właśnie tak.
Witaj Maja, dzięki za te cenne słowa, bo komplement, a jeszcze tak ładnie napisany to dawka energii na parę dni, tym cenniejsza ze Słońca niet.
Lambi, życz, życz zdrowia, bo katar przejdzie, ale jak mi tak zostanie, te otwarte usta??!!
;)