sobota, 8 maja 2010

W życiu raczej mi sie nie śpieszy.

Jasne, że do przyjemności tak, ale generalnie to nie ma co tak pędzić. Kurczęce nogi rozmrażałam ostatnio 3 dni na kaloryferze. Zapach, jaki wydawały poszedł na karb suszących się wszędzie form gipsowych. Pakuły, czyli lniane włókna, jakimi formy są wzmocnione bardzo śmierdzą i nogi zakamuflowały się w tej aurze. Niby się w życiu nie spieszę, ale wynosiłam je szybko. Okazało się, że to nie były pakuły. Śmierdzieć przestało.

Nie mam aparatu chwilowo, więc grzebię w starych zdjęciach. Obserwuje podobieństwa. To, że geny niosą cechy danych osób w przyszłość. Ludzie, których już nie ma nadal w pewnym sensie są. Ja na przykład patrząc na swoje dłonie, wcale niepiękne, widzę dłonie ukochanej Babci, która zmarła parę lat temu. Są identyczne. Kształt palców, paznokci . Widzę, jak Babcia szyje ubranie dla mojej lalki Karoliny, jak robi mi kakao z pianką, jak układa pasjansa. Fakt, ze bezpowrotność tego czasem boli jak cholera, ale dzięki tym moim dłoniom mam wrażenie, żeBabcia nie cała umarła. Taki wehikuł czasu.Ostatnio znalazłam takie zdjęcia. Dwóch podobnych do siebie facetów.
Na tym ostatnim Tata jest podobny do Jana Pawła II. Hmmm...
Ja cieszę się, że mały jest tak podobny do Dziadka. Przyjemne to. Mój Tata to fajny gość.

I dalej. O tuszy. Jak Roszko się urodził, pozbawiony był tkanki tłuszczowej. Pojawia się ona w dwóch ostatnich miesiącach ciąży. Roszko urodził się o trzy za wcześnie, więc przytyć nie zdążył. Tuz po urodzeniu był chudy i przeźroczysty, taki.Potem zaczął jeść. Jadł, jadł, i apogeum wyglądało tak.Ręczę, że teraz jest w normie. Metr wzrostu, 17 kg. Za to ja zwiększyłam objętość w stosunku do tego , co na tym zdjęciu. Taaa, natura musi zawsze osiągnąć konstans.

Na dowód tego, ze Roszko w normie mam takie oto zdjęcia.


To u Dziadków w Aleksandrowie. Chodził bez majtek ani pieluchy, bo chcieliśmy, żeby tak, jak i kuzynka zaczął sikać do nocnika. Okazało się, że to był falstart, a jak mały sikał sobie do butów, był nieszczęśliwy właśnie tak.Przegraliśmy tą bitwę, i całą wojnę. Roch nadal, a zdjęcia są sprzed roku, sika w pieluchy. Mówi, że inaczej jest nieszczęśliwy. Ale ja się w życiu nie spieszę, mamy czas.

Ciepło się zrobiło. Zaczęliśmy nieśmiało planować letnią podróż na Chorwację. Tam podobno nie pada. Dwa lata temu byliśmy na Soliną. To był pierwszy pobyt bez dziecka, absolutny relaks. Miał być. Miało być pięknie.
Było tak.



Padało.Padało.Padało.
Czasem trzeba było ustalić, co robimy.Ustalone.Pozostało wylać wodny bąbel z dachu przedsionka. Ciągle się pojawiał, skubany.W nocy czasem nie padało.I nie padało jeden dzień. A wtedy było tak.Ale, jak widać, woda zaczęła się podnosić, znów zaczęło padać, i, niestety, nie przyszła Kaśka do Soliny (nie kąpałam się, było cholernie zimno), to przyszła Solina do Kaśki. Pewnej nocy, a raczej o świtaniu, kiedy ranne wstają zorze woda pokonała szerokość naszego przedsionka i dosięgła namiotu. Ogłosiliśmy alarm"Ewakuacjaaa!!" Ale ja się w życiu nie śpieszę, spokojnie wpłynęliśmy łódką do namiotu i tak, na prawdę wygodnie, spakowaliśmy się. A na zewnątrz padał deszcz. I wyglądało to tak.I co z tego. I tak marzę, żeby się tam znaleźć. I za jakieś dwa miesiące się znajdę. Taki mam plan. Chorwacja i Solina. Ogień i woda, cheche.
Żegnam się powoli, papa.

6 komentarzy:

  1. Matko kochana, jak ja lubię te Twoje opowieści, mogłabym się nimi owinąć jak kocem :) Czytam i śmieję się do monitora :) A co do Roszka to masz rację, pośpiech w tej kwestii jest bezsensowny!
    Życzę pogodnego poniedziałku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam:) Trafiłam po nitce, skacząc od bloga do bloga, skuszona tytułem posta (koresponduje z tytułem mojego bloga;)), zostałam na dłużej, przeczytałam wszystko, poczułam się jakbym posiedziała u dobrej przyjaciółki, takiej, z którą można gadać, można milczeć, pić herbatę zawsze z tego samego kubka (bo ulubiony) Fajnie u ciebie i chce mi się tu wracać... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny, ale zrobiłyście mi miłą niespodziankę. No to ktoś to czyta oprócz uprzejmych znajomych;)
    Lambi, bardzo Wam kibicuję z remontem. Byliśmy z Mężem w podróży poślubnej w Wałbrzychu i objeździliśmy okolicę. Żal ogromny było patrzeć na te piękne, stare domy których chyba nikt nie chce? Bo o ile się nie mylę to Wy na Śląsku? My też mieszkamy w odremontowanym starym domu. Ma 50 lat, ale budowany w czasie ogólnego ubóstwa wymagał specjalnych starań. Jak odnajdę zdjęcia "sprzed", czyli zagrzybiałej rudery z potencjałem coś o tym napiszę.
    Sunsette, z tym ulubionym kubkiem to trafiłaś, różni co tu przychodzą otwierają szafę i przeważnie wybierają ulubione. W końcu się nauczyłam kto co. Jeden stały bywalec z tzw. noclegiem ma nawet swoje Pudełko, czyli pudełko ze szczoteczką do zębów, pojemnikiem na szkła kontaktowe i czekoladą, bo lubi.
    Jak tylko pomaluję morświna juniora i wstępnie zaszpachluję seniora wstąpię do Was, z wielką przyjemnością.
    Poniedziałkowe pozdrowienia:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieto, czy ty siedziałaś przy kompie o 4 rano, czy ja mam jakieś zwidy??? Mam nadzieję, że to tylko czas źle w kompie ustawiony - chyba, że o tej porze szpachlowałaś właśnie morświna!;) Pozdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
  5. żal jakie zjebane o co tu chodzi? żal

    OdpowiedzUsuń
  6. Sam jesteś Z....., I naucz się czytać ze zrozumieniem człeku

    OdpowiedzUsuń