środa, 26 maja 2010

Katarowo-światecznie-pracowo.

Mój Dzień Matki nie jest zbyt udany. Z powodu kataru zażyłam rano syropek synka, który ma katar hamować. Na synka działa tak, że katar hamuje, mi i owszem, także zahamowało, ale nie tylko katar, ale wszystko. Po prostu MNIE wyhamowało. Zapomniałam, że już raz to zrobiłam, zażyłam miksturę Actitrin i także odpłynęłam. Nie wiem, dlaczego to tak na mnie działa, ale zasypiam. Zcina mnie z nóg. Obudziłam się dopiero niedawno, skwierczenie oznaczające smażenie mnie obudziło. Tylko chodzi o to, że syn raczej nie jest w wieku , żeby sobie coś smażył, spał zresztą obok mnie, a Męża nie było w domu, bo coś jakby przez mgłę pamiętałam, że mówił"Wychodzę" i wyszedł. I coś jakby przez jeszcze gęstrzą mgłę, że chwiejąc się na nogach, na obraz żywego trupa zwanego zombi nastawiam kurczęce mięso na zupę. To ono się właśnie smażyło w garnku. Zupa zamieniła się w mgłę , mgłę pachnąca spalenizną. Dużo dziś w tekście tej mgły, cheche.
Pootwierałam okna, drzwi, ale ta mgła jakaś lepka i gęstsza od zwykłej, nie chce się wynieść.
Życie żąda jednak "Wracaj", jak spiewał bard, więc mocna kawa i trzeba zrobić zastrzyk podtrutemu kotu. Nasz zaprzyjaźniony weterynarz oznajmił mi, że dosyć płacenia za robienie zastrzyków, kiedy się ma tyle zwierząt, czas się nauczyć. I właśnie przed chwilą zrobiłam to, zrobiłam ten cholerny zastrzyk. Wedle rady pana doktora stukałam kota lekko i szybko w głowę, i ciach, zdecydowanie wbiłam igłę. Zdecydowanie, bo wór chroniący ciało zwany skórą jest gruby i stawia opór. W ogóle to zdecydowanie jest w życiu potrzebne non stop, no, przynajmniej co trzeci dzień;) Z tego powodu jestem z siebie trochę dumna, tylko trochę, bo jednak musiałam po tym usiąść.
A teraz pokażę, co robię. Pisałam tu o morświnach, więc oto one.
To ten większy w glinie. Ma 180 cm. długości.

A to podczas procesu odlewania. Taka trochę rzeźniaTu skończone. Zaraz jadą do nowego pana.

A poniżej przedstawiam fokę. Wyrzeźbiona także dla WWF, jak i morświny .
Przypomniałam sobie teraz, jak tuż po zakończeniu pracy gadając przez skype z koleżanką wysłałam jej to zdjęcie i powiedziałam, że wzięliśmy fokę ze schroniska. Impulsywna ta istota wykrzyknęła"Powaliło was??!!Wiesz, ile to żre ryb??!!". A że było to przed powędrowaniem foki do nowego pana pomyślałam"Jest dobrze. Wygląda realnie". Bo zawsze mam obawy, czy zamawiający będzie zadowolony. A to fotka z akcji "Foka na Dworcu Centralnym".
W jednym z komentarzy pod newsem w internecie ktoś oburzał się, że" Jak można, niby organizacja proekologiczna, a męczą zwierzę na dworcu."
No.
Rochulec się obudził, lecę pędzę.

9 komentarzy:

  1. No i piszę sama sobie komentarz. Mam źle nastawiony zegar i w tej chwili jest 17.48 a nie 7.40. Jestem nocnym markiem(kurcze, czy markiem powinnam napisać z dużej?), ale bez przesady, nie robiłam zupy o 3 w nocy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Markiem z małej;) No, to trochę odetchnęłam, bo kiedy czytam, ze ktoś tam coś tam robił późno w nocy (a nie były to igraszki łóżkowe) to zawsze mam wyrzuty sumienia, że nie jestem pracowita, tylko leń śmierdzący;)
    Normalnie morświny i foka - jak żywe! Nabrałabym się bez niczego, nie dziwię się koleżance i innym zmamionym - czarodziejka jesteś!
    Podziwiam cię za ten zastrzyk, ja już po podaniu tabletki kotu muszę odpoczywać z godzinę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Daj spokój z tym zegarkiem, myślę, że to drobiazg nie wart uwagi;)
    Spalone kurczę też przydatne, przecież masz wiecznegłodnekoty, skąd ja to znam?
    Rzecz najważniejsza, to faktycznie znęcanie się nad tymi wodnymi zwierzakami i trzymanie ich na trawie albo na dworcu... sumienia trzeba nie mieć ;)
    Czytaj - bomba Ci wyszły!
    Idę już stąd, bo siedzę chyba jak dzień długi a nawet przypalonej kawy nie dostałam :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tymi morświnami miałam taki trochę niezwykły moment.Stały sobie na podwórku, a tu przylatuje mewa, bo czasem zapuszczają się wzdłuż Wisły w Polskę i buszują po Warszawie. Mewa leciała gdzieś śpiesznie, ale ewidentnie ja wyhamowało, obniżyła lot,zatoczyła koło, wrzasnęła i odleciała.Staliśmy z Mariuszem jak wryci:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha! No to mewa jest chyba najbardziej wiarygodnym recenzentem:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko - rzeźbiarko, powiesz mi, gdzie można znaleźć taki wielki piec do gliny? Poszukuję pilnie do wynajęcia.

    OdpowiedzUsuń
  7. To zależy jak wielki. Znajomy wypalał w piecu hutniczym przedmioty wielkości człowieka, w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku też widziałam takie duże prace, tylko nie wiem, czy wypalali, czy tylko robili na miejscu.Znajomy ma duży piec, ale no właśnie, jak duża jest Twoja rzecz?

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy nam się wydaje, czy to już kolejna foka??? A tak w ogóle to już całkiem z Ciebie marynistka, Marianistko! OT. Jak to jeden wybór ciągnie za sobą kolejne.... Ucałuj Mariana. Pa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasiu, w sumie nie tak duży: 120 na ok. 40 na ok. 40 cm. Napisałam Ci wiadomość przez facebook. Szukam czegoś jak najblżej Warszawy, bo mam nieomylne wrażenie, że jak długo będę taką surowiznę telepać w samochodzie, to się sypnie po drodze.

    OdpowiedzUsuń