czwartek, 14 stycznia 2010

A w nowym roku

A w nowym roku to co w starym. Tylko zimno dopadło nasz kraj i wespół z gazownią cieszy się z niczym nieograniczonego szaleństwa. Kiedyś kochałam mróz i to, co wyprawia z szybami(haftuje je), śniegiem(roziskrza go), z kleszczami (zamraża je na śmierć), z domami(powoduje, że kocha się je jeszcze bardziej). A teraz, kiedy każdy stopień mniej na termometrze oznacza o jedną mniej stówę w portfelu mój romantyczny, ciepły stosunek do temperatur ujemnych ochłódł.
Dziś nie chciałam wyjść do pana listonosza, z powodu nieodpowiedniego ubioru porannego i pan listonosz wrzucił rachunek za telefon za płot. I dobrze...byłoby , gdyby nie mój po kilku minutach wielki wykrzyknik w zaspanej głowinie-Folusia jest na dworze!!! Kiedy wypadłam na dwór, nadal nieodpowiednio ubrana rachunek był już , jakby to napisał Sienkiewicz, obstrzępion. Chyba się jeszcze nadaje. Może. Oby.
Życie z tyloma zwierzętami w domu jest nieco uciążliwe. Jedynym środkiem łagodzącym jest miłość. Gdy ktoś jej dla tych stworzeń nie ma, prędzej czy później mógłby oszaleć. Dziś-od 6 rano udeptywał mnie i wsadzał swój nos do mojego nosa Dyzio. Włączył się ładnie w moje sny, nie kapnęłam się, że on to robi na prawdę. Potem weszłam stopą w zimne psie siki w kuchni. Potem z jedną mokrą, stopą druga wdepnęłam w śmiecie, a konkretnie wilgotne i śliskie obierki z jabłek, bo zwierzęta poszukiwały w nocy żeru i kosz okazał sie jego źródłem. Potem zrobiło się poranne śniadaniowe zamieszanie i potykalismy się o psy i koty, aż w końcu któreś z nas część wywaliło na dwór. Ale to dopiero po orzeźwiającym działaniu kawy. A wcześniej jak te chochoły, po omacku po kuchni. Potem, z drugą kawą w dłoni chciałam sobie popatrzeć na piekny, ośnieżony swiat(jednak!), a zobaczyłam piękne, ośnieżone rozwleczone po posesji śmiecie, które Folusia wyrzucona przy kawie pierwszej zdobyła i zasiała, przewracajac pojemnik.
Gdyby nie miłość...

5 komentarzy:

  1. Tak, miłość przy takim wstadzie jest niezbędna, inaczej nastąpi masowa eksterminacja czworonogów ;-) Łączę się w tym bólu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię sierściuchów i unikam jak mogę, (jak nie mogę to cierpię), chcę Ci jednak zwrócić uwagę, że ta nieprzyjemna przygoda z zimnymi siuśkami to nie wina sierściuchów. Jakbyś wstała 3 godziny wcześniej, wdepnęłabyś w siuśki cieplutkie i dzień zacząłby się optymistycznie. Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja to rozumiem;) I obrzydzenie do mrozu, i niechęć do siuśków na podłodze - nawet gdy je omijam, to i tak klnę, jak szewc...
    Ale bez zwierzaków dom jest tylko mieszkaniem i to mnie trzyma przy życiu;) Nie mówiąc o miłości, wielkiej jak cholera....

    OdpowiedzUsuń
  5. Matkoboskamaciczna, czasem na prawdę zastanawiam się, czy masowa eksterminacja to nie jest dobre wyjście z sytuacji.Albo poustawiać budy dla tałatajstwa i już. Tylko ten grzejący , mruczący futrzak leżący koło mnie na kanapie, spokojny i przyjemny w dotyku -no lubie to, i co robić.
    Barłowscy, dzięki za wspaniałą radę. Doprawdy, godna rozpatrzenia:)
    Cześć Marta. Witaj:)
    Ty to musisz mieć cierpliwość, 13 sztuk to już coś. Jak to wszystko siedzi w domu, bo mróz, cholera mnie bierze, ale co robić. Oby do wiosny.

    OdpowiedzUsuń