poniedziałek, 7 marca 2011

Czas linienia.


Liniejemy. Linieją psy, linieją koty, linieję ja. Gdy one tracą po prostu futro, ja porównała bym się do cebuli, która traci zewnętrzną warstwę. Gdy zwierzęta powoli zaczynają błyszczeć nową , gładką sierścią, ja muszę się opancerzyć nowa, twardą skórą, której warstw jest coraz mniej, ale mam nadzieje, że przynajmniej wzrasta jakość;)
No tak, wszystkie znaki świadczą o tym, że zaliczam właśnie tzw. dołek. Już zapomniałam, jak to jest, ale jeśli ogół faktów dotyczących tzw. "światka" raczej smuci i powoduje lęk, co z kolei odbiera chęć wszelkich działań, to chyba dół, co? Nie pamiętam, kiedy ostatnio coś takiego się działo. Nawet jak zwiałam swego czasu od domowych obowiązków i niepełnosprawności Rocha do Zakopanego, doła raczej nie miałam,patrząc z perspektywy czasu, byłam po prostu koszmarnie zmęczona. Czyli na szczęście matkarzeźbiarka raczej ładnie się trzyma.Na ogół. A tu taki klops. I w sam środek doła wbiła się wiadomość o śmierci Romy.
Na codzień nawet staram się uśmiechać, o


i bywa czasem zabawnie ale to nie to. Po prostu jakoś nie jest kolorowo. Barwnie.

Miałam przez 2 tyg. wczasy. Mały był u moich Rodziców, a my zażywaliśmy tzw. świętego spokoju. Np. tak:



Przypomniała mi się rozmówka moja i M. przy oglądaniu skoków narciarskich. W pewnym momencie ze zdziwieniem zauważyłam, że jeden z austriackich super zawodników ma na rękawie napisane "wurth". Coś mi tam w głowinie zadzwoniło (w końcu było się 10 lat temu miesiąc w Niemczech) i pytam leniwie męża, pamiętając kulinarne gusta tego narodu "Ej, patrz, on ma na rękawie napisane "kiełbasa?" A mąż spokojnie"Taaak, biała kiełbasa..."I ogarnął nas durny śmiech. Nie mogliśmy się uspokoić.
Wczasy spędzałam też tak:



Gdy za oknem zima zła. Mąż mi zrobił z deski stolik i kąpiel od razu stała się wygodniejsza...

Urodzin hucznych nie robiłam, pojechaliśmy do Teściów na małe co nieco i i tak siedzieliśmy do 2 w nocy. A potem Mariusz dostał posłanie na półkotapczanie. Jak kto młody, to nie pamięta tego osiągnięcia PRL w dziedzinie upychania sprzętów niezbędnych do życia w pokoju 3 na 3 metry. U Teściów w domu jest jeszcze to cudo, choć Teściowa od paru lat odgraża się, że spali. Nie wierzę, bo toto przypomina jej te piękne czasy, kiedy chłopcy mieszkali w domu, byli JEJ. Absolutnie się nie skarżę na moja druga Mamę, jest Teściową wymarzoną, myślę tylko, że to cudne czasy, kiedy się codziennie widzi, jak dzieci pięknie rosną i trudno wyrzucić ot tak pamiątkę po tym.
Półkotapczan wygląda tak:



I dzwoni przy najmniejszym poruszeniu tymi szkłami i ceramikami stojącymi na półce. Mąż mówi, że kiedyś leżały tam zeszyty i tak nie dzwoniło. Gdybyśmy się nie znieczulili pewnym przezroczystym, palącym gardło płynem, który trzeba popijać innym płynem, nie dało by rady na tym spać.
Rano poszłam do lasu. To zawsze sprawia mi przyjemność. Foldze też.



Bo, jak widać, Masza, stara, gruba i głucha, mająca ciągle miedzy opuszkami swoich kosmatych łap grudy twardego śniegu siedzi i cała sobą mówi" Chodźmy do domu, to łażenie jest niepoważne."
A taką sobie zrobiłam tapetę w komputerze.


l
Niezły tłok w tym miejscu, chyba jakieś animal skrzyżowanie;)
No i tęsknie za Łokciem. Kilka dni temu byłam tak niedaleko, zaledwie 90 km. a nie mogłam pojechać. Dziś widok z okna mamy taki


A mogli byśmy mieć taki



Syn wrócił i nie mam czasu na rozmyślania.Pewnie to i lepiej. Wieczorami siedzimy przy kominku, jest spokojnie, ciemno.

Niby nic. Ale kiedy błysnąć lampą można zobaczyć, że w pudle z drewnem rozgrywa się wielka akcja ratunkowa, kłoda przywaliła ratownika! Pstryk!



I superbohater , ze specjalnymi uprawnieniami (patrz karta informacyjna dot. uprawnień na szyi) wygrzebuje ofiarę wypadku szczypcami do grilla.

Aaaa, no i wykastrowaliśmy Dyzia. Po zabiegu i po kilku dniach przymusowego siedzenia w domu, doprowadzania nas do szały wrzaskami, obsikiwania kominka (dlaczego kominka?! I to na naszych oczach!) wypuszczony na dwór wrócił jakiś smutny.




Coś się zmieniło w kocurzym życiu, a mały, biedny Dyzio o kocim rozumku nie wie co. Za to ja widzę różnicę-nie strzyka po domu swoim kocurzym jadem, nie ma rozlicznych dziur w ciele, nie ocieka krwią, i...nie śpiewa pod domem.Pierwszy raz jest także w stanie nie tłuc się z wykastrowanym Mirciem, co mocno odbiło się na tymże, pozwalając w końcu w towarzystwie Dyzia zaznać prawdziwego relaksu.



Fajne są, śmieszne. Pusto by było bez nich. Choć liniejemy. My chodzimy jak owłosione yeti, one coraz ładniej lśnią. Mam nadzieje, że ja niedługo też lśnić zacznę:)

5 komentarzy:

  1. Och, matko-rzeźbiarko, przecież linienie to oznaka niechybnie zbliżającej się wiosny. Wiosną chandry przechodzą, oko i włos nabiera blasku, skóra się wygładza, a koszmary bledną(nieco).
    Uszy do góry, matko-rzeźbiarko!
    Piękne suki. Masza to ma klasę ;-) i spojrzenie...
    I na Łokcia pojedziecie... Wiosna, Maszko...jeszcze trochę ;-)
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Inkwizycjo kochana, dzięki! I za to realistyczne"nieco"też :)
    Tak, Folga ma rodowód, ale to Masza jest damą. I trzyma władzę w tym zespole.
    Wiosna, wiosna, oj, przydała by się...
    Nic to, jakoś dociągnę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to tak, jak u nas: Kri ma rodowód i tatuaż, a Sorsha ma władzę i respekt ;-)
    Pewnie, że dociągniesz;-) i my wszyscy... ufff...

    OdpowiedzUsuń
  4. Doły mają tę jedną (jedyną!) zaletę, że w końcu mijają, a wtedy świat wydaje się naprawdę dużo lepszy niż przed dołem!:-) A tak poważnie, to tak już musi być, że zjazdy w dół co jakiś czas się zdarzają. Niestety. Najważniejsze, żeby tych uśmiechniętych dni było zdecydowanie więcej!:-) Nasz Gabo linieje chyba cały rok. Codziennie wymiatam kilogramy sierści, a i tak mam wrażenie, że nigdy wszystkiego nie wymiotę. Ale jakoś już się przyzwyczailiśmy:-) A półkotapczan mieliśmy kiedyś bardzo podobny - nigdy nie lubiłam tego mebla, bo wciąż się obijałam przy wstawaniu o półki... Choć dziś z sentymentem patrzy się na takie zdjęcia:-) Pozdrawiam serdecznie i życzę wyjścia d doła!

    OdpowiedzUsuń
  5. Doły muszą być, bo i górek by nie było, jak to mawiają siatkarze z Łękołodów...;)
    U nas dwa takie Gabony i trzy kocie Gabonki, 60 m. kw.ale dzięki pracy mniej się myśli, okna dziś umyłam nawet, jaśniej się zrobiło i chyba jakby ciut, ciut lepiej. Dziękuję za słowa otuchy, w ogóle za poświęcenie mi uwagi, to podnosi na duchu,bo chyba oznacza, że człowiek coś wart. Drogie Panie, spełnienia marzeń i miłości na wyciągnięcie ręki i bliżej:)

    OdpowiedzUsuń