poniedziałek, 14 lutego 2011

Równo rok temu. I inneł.

Napisałam ten post.
http://zzyciamatkirzezbiarki.blogspot.com/2010/02/przypadkich-niektorych-ludzi.html
Z jednej strony wydaje mi się to jakieś nieodległe wczoraj, z drugiej wieki całe. Ciągle się coś dzieje, drobiazgi, nic wielkiego, a jednak to morze zdarzeń. Z tych dużych-przyszedł wypis z ksiąg wieczystych, na którym czarno na białym stoi, że jesteśmy właścicielami 66 arów ziemi beskidzkiej. Czyli nikt nam już nic z tym nie zrobi, państwo przybiło pieczęć.
Z innych-syn. Działa . Non stop. Ma teraz manię wyraźnego wymawiania końcówek wyrazów. I zaczął być współczujący. Żałuje nas ciągle"Mamusiu, ale ty jesteś biedaczka, że ja ciągleł robieł kupeł w gacieł". Mnie rozwaliło trochę emocjonalnie tych "pareł" wiosennych dni, z wiatrem , i nieco bywam zamyślona. Wczoraj koło 16 zauważyłam, że młode ma buty założone na odwrót. W ciągu dnia parę razy pomyślałam nawet, że tak mu te palce jakoś bardzo wystają, ależ te dzieci rosną... Aż przyjrzałam się dokładnie i dotarło do mej zamyślonej głowiny. Chciałam zmienić, ale Roch się uparł, że tak mu odpowiada. Dobrze, pomyślałam, jak chcesz. Dziś mu podaje prawy , żeby ubrał na prawą nogę, a słodki syneczek uparciuszek informuje"Kulwa, nie na toł nogeł". Umył wszystkie lustra i okna moim lakierem do włosów. Dom przez chwilę wyglądał jak mieszkanie schizofrenika. Schował mi kapcie w kominku. Zimnym , ale pełnym popiołu. Spytany dlaczego, poważnie odparł, że nie może powiedzieć. Nie naciskałam. Na pewno nie zrobił tego złośliwie. Ewidentnie to jakaś cześć większej historii, być może np. uzgodnionej wcześniej z kotem. Zatopił w wannie ze mną w środku swój statek (kocham ciche, samotne chwile w wannie, ciche, samotne chwile w wannie, ciche...samotne...) i zaczął śpiewać hymn Polski. "Dlaczego śpiewasz hymn?" pytam. "To pieśń na cześć ofiar katastrofy okrętu" odpowiada dziecko Smoleńska, przeżywające bardzo to, co się stało 10 kwietnia. Może nie wypada pisać, ale zastałam go parę razy na zabawie w katastrofę prezydenckiego samolotu, w której to zabawie na koniec Roch jest Jarosławem K. przemawiającym w telewizji. Idealnie naśladującym pana J. Z charakterystycznymi cmoknięciami w przerwach przemówienia. Nie wiem, co mam z tym zrobić.
Jutro mały jedzie do Rzeszowa do Dziadków na dwa tygodnie. Z jednej strony dobrze, bo od 3 tyg. z powodu ostrej walki z pieluchą Lolo siedzi w domu, wiec mi już ze łba dymi. Powyższa wzmianka o działającym non stop Synu to dwa dni, wczoraj i dziś. A wyobraźmy sobie takie trzy tygodnie i ten falstart wiosny, z dezorganizującym mój umysł wiatrem, i jest- tzw. zmęczenie materiału zwanego Matkąrzezbiarką.
Wróci utuczony i rozpieszczony. Tak sobie mówię.
No więc cieszę się, że jedzie. Tak sobie mówię.
Z drugiej strony, dzieciuś mi tu właśnie siedzi na kolanach, trzyma lepkimi łapkami ( co on znów dotykał?!) za buzię, patrząc poważnie w oczy i mówiąc, że mnie kocha, i i że będzie tęsknił, a ja już tęsknię:-(

Ps. Chętnie podejmę zabawę zaproponowana przez Żółwicę, ale czas, muszę mieć czas w dzień, żeby się zastanowić. Jutro. Pojutrze. I dziękuje za zaproszenie do niej:)

9 komentarzy:

  1. Gratuluję rocznicy!
    A jeszcze bardziej kawałka ziemi beskidzkiej, ach...
    Ciekawa jestem mieszkania po "myciu lakierem"... może nie wypada się śmiać, ale... ;-)))
    Sił dużo życzę, odpoczynku i żeby wiosna do Was (i nas) przyszła,
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się zaczęłam śmiać.
    Odkurzałam, a w tym czasie Roch to zrobił. Kiedy swe zgięte plecy wyprostowałam znad odkurzaczowej rury, zobaczyłam, że nie widać nic przez okna, że nie widzę siebie w lustrach. Na prawdę wyglądało to przez chwile, jakby ktoś szalony, nienawidzący siebie w tych lustrach i świata za oknami chciał nałożyć na te nieszczęsna przedmioty jakąś zasłonę. Jak mieszkanie z planu "Wstrętu" Polańskiego. Brrrr. Musiałam się otrząsnąć;) A umyć lakier- ooo, to inna historia:)
    Wypada się śmiać. Ba, trzeba!
    Pozdrawiam z Magnolii

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam akcje Roszka! Mogłabym o Was czytać bez przerwy :))). Mój gagatek aktualnie zwraca się do rodziców per "MamOOO!" i "Taaatuuusiuuu!". Czuję się urażona, bo pozostaje to w jawnej sprzeczności z zaangażowaniem wkładanym przez nas w opiekę nad nim ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłaś u mnie, więc zaciekawiona wpadłam tutaj zobaczyć kto to mi się wpisał na blogu i padłam! I nie mogę wstać do tej pory. Zabawa w Jarosława K. przebiła wszystko, co ostatnimi czasy mnie rozbawiało (choć może nie powinno). Przeuroczy, pomysłowy Szkrab! Już Go uwielbiam. Dodaję do czytanych i będę zaglądać. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z przedmówczynią - zabawa w katastrofę i Jarosława jest nie do podrobienia!;-) No trudno, ja się śmieję, bo przecież nie jest to śmiech z ofiar. I gratuluję swojego miejsca na ziemi, to musi być niesamowite uczucie! My właściwie na swoim, ale tak do końca to za 30 lat;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo Żólwica to fajna babka jest, Kasiu:) No i znów zima.

    OdpowiedzUsuń
  7. No widzisz, Maszko, Synuś chciał Ci pomóc w sprzątaniu ;-) Artysta z niego, ot co! ;-)
    Ale ja Ci chciałam co innego... Bo Twoja uwaga o "synach" i klimatach Jeffreya Archera tak zainspirowała moją córcię, że zaczęła drążyć temat żelastwa.
    I wiesz co? Okazało się, że rzeczywistość przerosła nasze najśmielsze pomysły... Napiszę o tym posta, w weekend. Zdziwisz się ;-)
    Tymczasem ściskam całą załogę Magnolii!

    OdpowiedzUsuń
  8. Skomroch.
    Tam mnie nie ma narazie, ale tu jestem codziennie. Bo bez Ciebie to jak bez ręki.
    Tolka

    OdpowiedzUsuń
  9. Tolka, mnie na razie też tam nie ma, wczasy mam od wielu ważnych spraw. Czuję się trochę jak Małysz, co właśnie odbił się z progu i leci, wie , gdzie wyląduje, ale tak sobie lecieć tyż milutko;)
    Inkwizycjo, bardzo fajnie, że jakoś przyczyniłam się do Waszej nowej przygody. I jestem niezmiernie ciekawa, gdzie Was ten "son" poprowadził!
    Maja, zima, i ja znów wskoczyłam na właściwy tor...lotu;)
    Żółwico, nam się udało kupić domek tuż przed tym bumem cenowym. Daje ten domek popalić trochę, bo jeśli by posłużyć się skalą, np. samochodową, to jest bliższy trabantowi, daleko mu do poczciwego Poloneza, o Mercedesie nie wspominając:)
    Asik, witam serdecznie i zapraszam. Jestem o jakieś dwa i pół roku dalej od tego, co opisujesz, w każdym znaczeniu...:)
    Mialkotku, u nas też była wielka miłość do Ojca, a ja-cóż, jako istota będąca ZAWSZE pod ręką, taktowana bywałam przez Dziecię jako ta pralka czy zmywarka,czyli istota służąca do obsługi. A tak na poważnie, to niby mniejsze kochanie to smutek niejednej Mamy. Wytłumaczono mi to tak,na jednym mądrym gremium, kiedy się zaniepokojona i pełna przykrości pytałam: "Im lepsza Mama, tym dziecię ją bardziej ignoruje, czując się tak bezpieczne, że aż nie musząc zabiegać o jej uwagę". Pomyślałam wtedy, jeśli tak, to już nie jest mi przykro.Bo to przecież komplement:)
    Pozdrawiam szanownych gości, z wczasów pod własnym żyrandolem, parafrazując to powiedzenie z "gruszą".

    OdpowiedzUsuń