Przedwczoraj w nocy coś się zaczęło dziać daleko na niebie. Najpierw niby nic, jakby ktoś robił zdjęcia z lampą błyskową, ale z minuty na minute wpełzło nad mój dom i się zaczęło. W pewnym momencie pioruny uderzały sobie to tu, to tam, naokoło staruszki Magnolii, czyli mojego domku, a ja struchlała siedziałam w kącie i bałam się ruszyć , bo może pole elektromagnetyczne, jakie bym wytworzyła przywołałoby piorun? Burzy boje się śmiertelnie, bo śmiertelna jest, i koniec, i kropka. Mariusz był w pracowni, ale modliłam się, żeby nie zechciał przyjść do domu, bo musiałby iść tędy:
To są sześciany do obłożenia bluszczem, ale wg. mnie kiedy tak sobie stoją na podwórku za domem same w sobie są instalacja do przywoływania piorunów, z kulistymi włącznie. I jak facet ma pomiędzy nimi iść w środku burzy? Rano odkryłabym zwęglony zewłok. Na pewno. Apogeum było wtedy, kiedy światło na chwilkę przygasło, korki zabrzęczały cicho, a ja wiedziałam"Leci tu". Powietrze pękło i drań strzelił gdzieś przed domem. A ja 10 minut bez ruchu, bo wybije okno i ZNAJDZIE MNIE. Ot, fobijka...
No wiesz, to chyba nie jest fobia. Piorun to nic jak żywioł i choć mi chłop tłucze trajektorię ich "walenia" to ja i tak wiem swoje - walą na oślep! Oczywiście założyłam piorunochron:)
OdpowiedzUsuńMaszka, musisz te stówy szybciej produkować, najlepiej przed następną burzą:)
Pozdrawiam Cię cieplutko:)
Kasiu, jak jest burza, siedzę przy wejściu do piwnicy, bo tam nie ma okien. Znam ten stan, rozumiem.
OdpowiedzUsuńOch, kochane wy moje, rozumiecie mnie.A mężczyźni się uśmiechają pod nosem:(
OdpowiedzUsuń