piątek, 30 października 2009

Prawie koniec tygodnia.

To był na prawde fajny dzień. Piątek. Stolica drży w posadach od muzyki, spływa alkoholem i dymi tysiącami papierosów, a my grzecznie w domku, zmęczeni. Mariusz rzeźbi 3, 5 metrową statuetkę ze styropianu a ja po zrobieniu w domu tego i owego odebrałam Rocha z przedszkola i pojechaliśmy sobie we dwójkę na zakupy do Promenady. Zakupy z człowiekiem w tym wieku są nieco uciążliwe, bo ma inne priorytety, ale kupiliśmy, dzięki szczodrości Dziadków, piękny kombinezon, buty, czapkę uszankę w kratkę, skarpety. Czyli synio na zimę zabezpieczony. Co prawda w H&M leżał na podłodze i wrzeszczał, i w jego ślady poszły bedące w sklepie dzieci, więc na chwile było troche hałaśliwie, musieliśmy także jeździc windą w ksztacie szklanej kuli (zachwyt, zachwyt, brak tchu), uciekał w kierunku ruchomych schodów(już widziałam scenę, jak wciąga go gdzieś tam do środka, w maszynerię) , wisiał na skraju fontanny(a wpadnij, myślałm mściwie, woda zimna), uziemiony, przypiety pasami do wózka(źle mi się kojarzyło) wrzeszczał w nieboglosy, czyli jednym słowem-działał. Non stop. Na koniec poszliśmy do sali zabaw, tak drogiej, że gdyby nie wcześniejsza obietnica, że tam pójdziemy zawróciłabym. Ale jako , że chcę uchodzić w świadomości roszkowej za osobę wiarygodną zapłaciłam te 26 zł. Synio przez trzy godziny zakosztował raju. Fakt, miejsce profesjonalnie przygotowane dla dzieci. Wszystko tak zrobione , że trudno spaść czy zepsuć. Tarzaliśmy sie w piłeczkach, zjeżdżaliśmy z czego sie dało, zamienilismy sie w dwie małpy w plastikowym gaju. Teraz idę z psami w ten chłod,te mgły, a potem do pełnej wanny ciepłej wody, leżeć i się gapić w sufit.
Jakoś całkiem dziś zapomniałam, że Roch ma porażenie mózgowe. Dziwne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz