środa, 28 października 2009

Coś małego na początek.

Po pierwsze jestem dysortograficzna, pomimo mamy polonistki. Nasycenie tekstów błędami w skali od 1 do 10 będzie wynosiło jakieś 8, do 9.
Po drugie to mój trzeci blog, reszta gdzieś tam utonęła w oceanie internetu. Mam nadzieje, że tym razem wytrwam.
Po czwarte dzięki instytucji zwanej przedszkole mam trochę życia dla siebie i może dzięki temu...
Po piąte jest jesienny dzień, w typie mieszanym, czasem słońce czasem deszcz. Właśnie słońce, wychodzi i zachodzi zza chmur w rytm piosenki Son of the blue sky zespołu Wilki. Niezbyt przeze mnie lubianego. Gdyby jakiś facet przy jakims ognisku ( na przykład) tak zaspiewał nie zakochałbm się w nim. Ale mają te piosenki konkretną melodię i rytm co w muzyce polskiej przełomu tysiącleci jest nieczęstym zjawiskiem.
Jest pora dyń, kupowania zniczy na Wszystkich Świętych, gromadzenia drewna do kominka, marznięcia, ostatnich przejażdżek rowerowych.
Dziś sąsiad przyniósł nam torbę resztek z wesela, ku uciesze psów. Znów nażrą sie do rozpęku, fuksiary. Nam nikt nie przynosi tortów, mięsiw i piwka, wszystko musimy sami.
Dzis także Roch został pierwszy raz na leżakowaniu w przedszkolu, do 15. Ooooch, jak dobrze! Matkarzezbiarka może narysować projekt nagrobka, dla dwóch maleńkich dziewczynek, którym dane było urodzić się o wiele za wcześnie. Mam wiele pomysłów i dużo czasu, więc coś wartościowego może sie z tego wykluć. Czas do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz