czwartek, 25 października 2012

Gniazdo terrorystów


Dla szukających wzmianki o domu z bali od razu napiszę, że tym razem nic o domu nie będzie. Budowa na jakiś czas stanęła.



Za to nasunął mi się inny , ciekawy temat. A mianowicie terroryzm. Skąd, ktoś zapyta? A z obserwacji, i to wcale niedalekich. Mianowicie oprócz terroryzmu natury wojskowej, terroryzmu z bezsilności mamy na świecie inne jego rodzaje.
Terroryzm domowy, czyli katowanie rodziny nie odzywaniem się na przykład. Czyli obrażam się. Siedzę, milczę, sprawiam wrażenie, że robię łaskę, w ogóle będąc. Jestem jak typ, który z premedytacją puszcza ciche bąki, zatruwając wszystkim wokoło powietrze. Ostatnio zapytałam takiego, dlaczego po prostu nie pogada z żoną. Odpowiedź : "jak sama nie wie, to co jej będę mówił". czysta forma antylogiki :)
Najdziwniejsze jest to, że to się udaje. Że latami , będac konsekwentnym, taki pierdziel jeden z drugim wygrywa. Oprócz poczucia robienia komuś krzywdy, czego bardzo nie chcę, to bym się bała. Nie jestem na tyle pewna siebie, żeby być sobie bezkarnie takim bufonem. Bała bym się, że zostanę sama. Wszystko, co robimy, prędzej czy później wraca, czasem zwielokrotnione. Bała bym się zmarnowanego i komuś, i sobie życia.
Siłą bufonów jest jednak brak zdolności do autorefleksji. Bufon jedzie jak czołg, a jego okno na świat to peryskop ;)
Terroryzm ekonomiczny. Wytworzenie takiej sieci zależności ekonomicznej, że zawsze jedna strona, żeby przeżyć, musi ustępować, co paradoksalnie tylko pogarsza jej sytuację. Np. teraz światem rządzą Chiny. Wystarczy wejść do pierwszego bylejakiego  supermarketu. Gdyby wyjąć z niego chińskie towary, było by to samo, co gdyby wyjąć z ust dresiarza słowo "kurwa" , czyli zostało by prawie nic. Dlatego pomimo, że Chiny są krajem pełnym okrucieństwa , sa zaborcami, a wszak zaborców nienawidzimy od dziecka, uczeni dziejami naszego narodu, jesteśmy mili. Boimy się embarga, odmowy, od której zależy nasze życie. I pakujemy sie w to dalej, pomimo lichości ich produktów i wyzysku, jakim sa okupione.

Brzydzę się terroryzmem. Nie widzę innego sposobu na terroryzm, jak rozwód z bufonem, po wręczeniu trzech żółtych kartek ostrzegawczych,  rozwiązanie współpracy, po serii uwag skierowanych do wykonawcy zamówionego towaru, czyli po prostu odzyskanie poczucia własnej wartości. Życie jest jedno, to tylko te kilkadziesiąt lat, szkoda go marnować na złych ludzi, prawda?
 Wobec tego sięgnęłam po najprostrzy sposób.


BOMBĘ

I ostrzegam, że




wychowuję super speca, bo wiadomo, że jeśli ktoś ma być w czymś najlepszy, musi się uczyć tego od dziecka.



Terrostą może być każdy. Żona, mąż, dziecko, matka, ojciec, siostra, brat... wszyscy, z kim jesteśmy powiązani emocjonalnie lub ekonomicznie.  Terrorysta może działać tylko wtedy, kiedy jest kimś ważnym dla nas, a jego odmowa czy brak współpracy może doprowadzić nas do tego, że rozbijemy się o ścianę. I on o tym wie i to jest źródło jego siły.
Piszę o tym wszystkim, bo ostatnio tego doświadczyłam. Znalazłam się w kręgu oddziaływania terrorysty, a nawet dwóch, jeden to terrorysta domowy, częściej spotykany w przyrodzie, drugi - ekonomiczny, społeczny szkodnik, żerujący na naiwnych uczciwcach jak pchła na psie.
 Po początkowym poczuciu bezsilności , dającej terroryście poczucie władzy nade mną (taki prosty, skuteczny  mechanizm) dotarło do mnie, że jestem frajerką. Że nie wiadomo kiedy zostałam zmanipulowana. Że jak to się stało!?
Jaki wyraz wyrywa nam się, kiedy spadający młotek dotrze do naszej stopy? Z całą bezwzględnością?

O k....

No właśnie.
Otrzepałam się jak mokry pies, wyprostowałam na całą wysokość i postanowiłam się nie dać. Jednemu z dwóch "moich" terrorystów zaczęła lekko podskakiwać noga, kiedy rozmawialiśmy sobie przy kawce. A dlaczego? Bo mówiłam, że  jestem szczęśliwa. Terrorystę wprowadziło  to w dyskomfort, wszak szczęście to siła. Przeczytałam kiedyś zdanie, że " Jeśli chcesz dokuczyć komuś, kto cię nie lubi, bądź szcześliwa". 
Jestem. 
Wy też się nie dawajcie. Terrorysta to dno, po co tam z nim biernie siedzieć w bańce smrodliwego powietrza,  czując się  wykorzystywanym?
Albo po latach bycia z bufonem obudzić się z ręką w nocniku? Z obawą, że na wszystko za późno?
Ha?
Nie jest nigdy za późno. Nie ma takiej ściany, której nie da rady rozwalić.

Ostatni głęboki oddech smrodliwym powietrzem i do do góry!




Koniec powarkiwania. Dwa przepisy na prawdziwki.



1.Przekrawamy kapelusz na plastry, ok.3 cm. grubości, nóżkę na pół, panierujemy jak kotleta schabowego w jajku i bułce tartej, smażymy, jemy z pieczywem. Szczególnie ciemne, na zakwasie do tego pasuje.

2. Kroimy prawdziwki na kawałki. Nie na plastry, ale kawałki, wielkości ćwierci pudełka zapałek, wrzucamy na sporą ilość masła (masło musi być masłem, żadnym miksem), smażymy kilka minut, aż grzyby przestaną być surowe. Można to sprawdzić, kosztując jeden kawałek. Prawdziwek nie będzie nigdy miękki, ale wyczujemy, czy jeszcze jest surowy, czy już nie. Solimy, lekko pieprzymy i polewamy tym spaghetti.
Posypujemy ulubionym żółtym serem albo mozzarellą.

Darzbór!



Lubicie mgłę? Ja uwielbiam. Pięknie pachnie, nawilża zdrowo człowieka jak małosolna tężnia,


 odmienia krajobraz. Ostatnio za Baleną pojawiła się pierwsza prawdziwa, jesienna mgła.


Pobiegliśmy sobie w niej zniknąć.


Poniżej ją widać, jak dym. I widać Chłopca i jego Psa. Chłopiec ma ostatnio problem , mianowicie, czy jest przystojny. Mówię mu, że jest, bo jest superprzystojniakiem, prawda?
:)
Chłopiec czeka na rehabilitację w "czekalni", a jego statki w misce utykają "na bieliźnie". "Oj, utkniesz ty mój przystojniaku kiedyś na bieliźnie, utkniesz, z jakąś wstydliwą dzieweczką.." wzdycha w imieniu Syna Matka." Chociaż to już chyba nie te czasy", myśli...


Dajemy nura w mgłę. Do widzenia!








5 komentarzy:

  1. Ba! Niezgody na terroryzm trzeba się nauczyć. Ale jak się pierwszy raz powie "NIE", nawet cichutko i nieśmiało, to potem już idzie z górki ;-)
    Pewnie, że przystojniak... oj, będzie osiadał na bieliźnie ;-)
    A prawdziwkami nie katuj, oj...
    Ściskam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie skończyłam przeszukiwanie podwórka z latarką, w deszczu, w poszukiwaniu ludzika z lego, o którym moje Bachorzę przypomniało sobie niestety tuż przed zaśnięciem. Jestem ofiarą terroryzmu/losu (niepotrzebne skreślić) :|

    OdpowiedzUsuń
  3. Inkwizycjo, właśnie, właśnie...Od czegoś trzeba zaczać. Najważniejsze, żeby w ogóle zaczać. Ten powyższy opis nie dotyczy mojej rodziny, na szczęście, ale przebywajac parę dni w strefie wpływów terrorysty i przechodząc przyśpieeszony kurs bycia terroryzowaną przysięgłam sobie, że nigdy, ale to przenigdy na to w moim życiu nie pozwolę. Najbardziej zdziwiłam się sobą samą, jak gładko weszłam w rolę. Dobrze, że się obudziłam.
    Granica pomiędzy byciem trudnym człowiekeim, a robieniem prawdziwej krzywdy jest bardzo płynna:(
    Przeczytam jutro Rochowi Twoje słowa, będzie pękał z dumy, że Pani z komputera nazwała go przystojniakiem:)
    Mialkotek, obyśmy z takimi terrorystami i tylko takimi miały w życiu doczynienia. Li i jedynie. Ludzik nie może moknąć na deszczu. Mam nadzieję, że został ogrzany Twoimi dziarskimi chuchnięciami i otulony kołderką!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam jesień właśnie za grzyby. Poranne spacery po lesie bardzo mnie uspokajają.

    OdpowiedzUsuń