czwartek, 25 marca 2010

Coś się zmieniło

Wiem wiem, że tak samo jest co rok, bo jakże ma być inaczej, że co rok nadchodzi ten moment, kiedy budzimy się i zastanawiamy co jest do cholery, dlaczego wsypujemy do szklanki mniej kawy, a dzia ła tak samo, dlaczego słyszymy co się dzieje poza domem, zapominając o uchylonych oknach, dlaczego wychodząc z domu mamy wrażenie, że ktoś życzliwy owiewa nas gigantyczną dmuchawą z ciepłym powietrzem, taką jak kiedys były u fryzjera i pod jaką siedział rząd dam i uskuteczniał ploty. Na ławce przed moim domem zasiadł awłaśnie rząd dżentelmenów i także uskutecznia ploty, a całą zime spędzili w czeluściach wieżowca. A tak na marginesie, ciekawe czy oni sie odwiedzają, błądzac po korytarzach w rozdeptanych, szarych koniecznie kapciach i sweterkach w serek, które kupiły im dawno nieżyjące żony, do których chodzą ze sztucznymi narcyzami z bazarku na marysiński cmentarz.
Coś się zmieniło, ale mam gdzieś romantyzm i nie będę krzyczec"wiosna!!". Krzyknę"Ciepłooo!!!".Tak, ciepło. Kochane, słodkie, cudowne cieplusio.
Koniec z trwożliwym zerkaniem za okno w poczuciu znikomosci wobec szalonego mrozu. Raz rano, (20 cm. ode mnie za oknem -20), kiedy piłam kawę z ostatniej porcyjki wyskrobanej z dna słoiczka, tuż po pierwszym przepysznym łyku czyjaś mała, życzliwa rączka wsypała mi do kubka garść kociego żarcia, suche dla kastrata, z radosnym "Śniadankooo!". Zgadnijcie co zrobiłam.

Przedwczoraj w nocy szłam z psami i znów się udało trafić na ten surrealny moment, dzikie gęsi przelatywały nad miastem i krzyczały do siebie, a tu na dole chodzili ludzie i jeździły autobusy, jakby nigdy nic.
W domu, gdzie są dzieci zawsze wszystkie święta przychodzą wcześnie, takie mam wrażenie. U nas też tak jest, nie dało się oprzeć supejbohatejowi i mamy już toi toa na buźkach to i toa Roch ma takie ukochanie. Dziś zrobimy mu takie samo na czereśni.
Idę na kapuśniak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz