czwartek, 29 września 2011

Powrót do przyszłości.

Po długiej przerwie, spowodowanej brakiem kontaktu, zarówno z netem jak i rzeczywistą rzeczywistością, bo łokciowa rzeczywistość nierzeczywista, jako ten sen złoty, z powodu braku możliwości mówienia (wirusowe zapalenie gardła stopnia trzeciego...) , w końcu postanowiłam napisać. Jednak człowiek to stworzenie towarzyskie, gadać lubi i jak gadać gębą nie może , będzie gadać literą. Nie drzwiami, to oknem.
A poza tym miałam tzw. depresję popowroceniową. Tam, w Beskidach to jest moje miejsce na ziemi, wszystko tam jest, co powinno. I takie nieogromne, w sam raz. Pisać tu teraz o tym nie chcę, za świerze wspomnienia, napiszę sobie jak mnie ściśnie z tęsknoty w dołku. A poza tym przefiltrowane przez czas może być fajniejsze.

Jak widać zmieniłam tytuł bloga. Ponieważ jesteśmy na początku budowy i już musimy rozgarniać rzucane nam pod nogi kłody postanowiłam dosyć dokładnie opisywać cały ten skomplikowany proces. Drugiego bloga zakładać mi się nie chce, a poza tym to właśnie moje życie. Jakoś rozdzielę teksty o budowie z tekstami nie o budowie, żeby niezainteresowani mogli sobie pomijać co nudniejsze. A może dzięki mojemu kobiecemu opisowi budowlanych perturbacji ktoś ich trochę ominie, wiedząc, na co się decyduje, co robić, jakie niedopowiedzenie urzędnicze samemu sobie dopowiedzieć. Jak to ujął jeden przyjaciel "Są ludzie , którzy maja dzieci, i ci ludzie tworzą jakąś grupę, rozumiejąca się w mig i bez słów. I są ludzie, którzy zbudowali dom. Ci maja tak samo."Oj tam, myślałam, przesada. Wielkie mi halo. A tu kolejny raz naiwna i optymistyczna ryba Kasia została wyrzucona ze swojej rzeczywistości ultra na kamienisty brzeg rzeczywistości alfa;)

Tu o budowie.

Nie dostaliśmy pozwolenia na budowę, a drewienko na Syberii wycięte. A jest tak, że jak bale będą schły niezłożone w nasz dom, mogą się pokrzywić, wypaczyć i zostaniemy z wieloma metrami sześciennymi luksusowego opału. Okazało się mianowicie, że:
a. nasz dom jest za szeroki w stosunku do drogi dojazdowej, bo dla nas oczywiste było, że drogą dojazdową jest droga wewnętrzna obok domu, która będzie prowadziła do naszego i następnego, co powstanie kiedyś tam, po sprzedaży komuś działki. Nie, tak nie jest. Drogą dojazdową jest ulica Wiązowska, w stosunku do której jesteśmy druga linią zabudowy, mamy ja 100 metrów od siebie i nijak się ona ma wizualnie i architektonicznie do naszego przyszłego domu.
b. i zjazd z tejże. Okazało się, że działający od 100 lat mostek , którym się posługujemy dla urzędu nie istnieje. Trzeba zrobić projekt nowego, napisać prośbę o opinie do urzędu zajmującego się inżynierią ruchu. A to czas, czas. A drewno pod Omskiem schnie.


Stanęliśmy na głowie. Poruszyliśmy wszelkie moce doradcze i muszę podziękować naszym przyjaciołom architektom, a szczególnie Kubie za konstruktywne rady i podnoszenie na duchu. Było kiepsko. Doszło do tego, że wpadaliśmy we trojkę, ja, Mariusz i nasz architekt do gabinetu pani od warunków zabudowy i Mariusz mówił "Przyszliśmy błagać na kolanach. Mam paść? " Panie trochę nieruchomiały, ale z niechętnych brył lodu zamieniały się w osoby życzliwe. A już kiedy ja zaniemogłam, a Mariusz musiał wziąć do urzędu Rocha, wszystko poszło z górki. Podobno Mariusz zostawił Rocha na korytarzu, zaczął wyłuszczać sprawę a tu drzwi się otwierają, widać płową czuprynkę i słychać dziarskie "Dzień dobly!". A panie "A kto to?! Co to?!". No i Roch wystąpił w roli zamiennika czekoladek ;) Pamiętajcie więc, nowi inwestorzy-do urzędu pełnego kobiet wysyłać faceta z małym dzieckiem. Koniecznie. Szybciej, taniej.
Teraz na spokojnie.
Nasze działania od początku to:
Zaprojektowanie domu, rozrysowanie go, przemyślenie, szczególnie pod kątem użytkowości i światła, kosztów budowy, eksploatacji -to wszystko względem marzeń. Koszt projektu 4500 zł.

Podwyższenie działki o ok. pół metra, zrobienie drogi dojazdowej to do tej pory ok. 80 ciężarówek gruzu , piasku i ziemi. Koszt-ok. 5000 zł. Tu rada-gdyby ktoś potrzebował gruz czy ziemię, niech się nie nabiera na oszustów oferujących to za pieniądze. Kierowcy muszą płacić składowiskom, więc kiedy przywożą gruz nam zarabiają, na niepłaceniu. Odbieramy gruz za darmo, czasem wciskamy 50 zł. żeby chciało im się jechać akurat do nas. Te koszty plus koszt codziennie dojeżdżającego spychacza to te 5 tys. Działka nie wygląda tak, jak w poprzednim poście. Przypomina raczej ilustrację z "Jak odbudowywano Warszawę". Ceglana pustynia. Raj Rocha.

Poproszenie o konsultację geologa. Przyjechał pan Irek, specjalnym szpikulcem z obciążnikiem zbadał nasz grunt, powiedział, że jest lepiej niż myśleliśmy i tym sposobem obniżyły się koszty fundamentu wielokrotnie. Nasza działka jest na terenie podmokłym i było zagrożenie, że są na niej torfy, miękka gleba o słabej nośności. Nic takiego. Owszem, woda płytko, ale pod 60 cm. humusu zbity piach, na którym można oprzeć fundament. Zwykły, a nie jak pod wieżowiec. Za usługę pana Irka zapłaciliśmy 600 zł. , oszczędność pewnie z 20 tys.

Odnośnie odmowy pozwolenia na budowę poprosiliśmy o zmianę Warunków Zabudowy, tzw. słynnej WZki. Ruch duży i ryzykowny, ale bardzo życzliwa pani , pamiętająca nas sprzed roku(!!) podpowiedziała nam, że możemy jako artyści odwołać się i zbyt dużą szerokość domu wytłumaczyć potrzebą posiadania pracowni. Napisaliśmy piękne odwołanie, że przecież musimy gdzieś w suchym i ciepłym miejscu pracować i trzymać nasze dzieła sztuki i odwołanie poszło w urzędnicze tryby, z błogosławieństwem tejże życzliwej pani.
Ten dobry duch naszej budowy poradził nam także, żeby zrobić zdjęcie istniejącego mostka i zanieść wysoce postawionemu panu urzędnikowi od mostków i tym podobnych. Audiencję mamy wyznaczoną na 12 października, trzymać kciuki proszę. Może się uda jakoś udowodnić, że istniejący mostek istnieje i ma się dobrze.
Wszystko da się załatwić, wszystko da się zrobić. Nie zmienia to faktu, że poziom stresu , wedle mojej teorii, osłabił mi ogólnie organizm i parszystwo, jakie Roch przyniósł z przedszkola mnie w końcu dopadło. Tak sobie tu wyraźnie piszę i nadziwić się nie mogę, że to w końcu nie brzmi jak moja nędzna mowa, typu "Prszszsz, pydj mi hrrrbyte".

Tęsknię za Łokciem. I za Barceloną. I za domem, którego jeszcze nie ma. Jesienią to się tak tęskni za dziwnymi rzeczami nie wiadomo dlaczego.

PS. Dla logiki czterolatka rodzaj męski nie może kończyć się na A. Dlatego nad naszym domem nocą lata piękny stelit...