piątek, 25 lutego 2011

36

Dziś mam 36 urodziny. Życzę sobie, żeby wszyscy drodzy mi ludzie umierali we śnie, mając setkę z hakiem, w dobrym zdrowiu, spełnieni, spokojni. Samej sobie też tego życzę. Żadnych raków czy innych potworności.
Matkarzezbiarka

środa, 23 lutego 2011

Romeczka

Trzy dni temu, o 19 zmarła moja Roma. Dziś zadzwonił Andrzej.
Romeczko, nawet jeśli pana Boga nie ma, to wiedz, że w mojej pamięci masz już na zawsze swoje Niebo. I nie martw się, to nie przez Ciebie nie robię urodzin. Dziękuję za wszystko, za to Twoje dobre serce. Za wszystko.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Równo rok temu. I inneł.

Napisałam ten post.
http://zzyciamatkirzezbiarki.blogspot.com/2010/02/przypadkich-niektorych-ludzi.html
Z jednej strony wydaje mi się to jakieś nieodległe wczoraj, z drugiej wieki całe. Ciągle się coś dzieje, drobiazgi, nic wielkiego, a jednak to morze zdarzeń. Z tych dużych-przyszedł wypis z ksiąg wieczystych, na którym czarno na białym stoi, że jesteśmy właścicielami 66 arów ziemi beskidzkiej. Czyli nikt nam już nic z tym nie zrobi, państwo przybiło pieczęć.
Z innych-syn. Działa . Non stop. Ma teraz manię wyraźnego wymawiania końcówek wyrazów. I zaczął być współczujący. Żałuje nas ciągle"Mamusiu, ale ty jesteś biedaczka, że ja ciągleł robieł kupeł w gacieł". Mnie rozwaliło trochę emocjonalnie tych "pareł" wiosennych dni, z wiatrem , i nieco bywam zamyślona. Wczoraj koło 16 zauważyłam, że młode ma buty założone na odwrót. W ciągu dnia parę razy pomyślałam nawet, że tak mu te palce jakoś bardzo wystają, ależ te dzieci rosną... Aż przyjrzałam się dokładnie i dotarło do mej zamyślonej głowiny. Chciałam zmienić, ale Roch się uparł, że tak mu odpowiada. Dobrze, pomyślałam, jak chcesz. Dziś mu podaje prawy , żeby ubrał na prawą nogę, a słodki syneczek uparciuszek informuje"Kulwa, nie na toł nogeł". Umył wszystkie lustra i okna moim lakierem do włosów. Dom przez chwilę wyglądał jak mieszkanie schizofrenika. Schował mi kapcie w kominku. Zimnym , ale pełnym popiołu. Spytany dlaczego, poważnie odparł, że nie może powiedzieć. Nie naciskałam. Na pewno nie zrobił tego złośliwie. Ewidentnie to jakaś cześć większej historii, być może np. uzgodnionej wcześniej z kotem. Zatopił w wannie ze mną w środku swój statek (kocham ciche, samotne chwile w wannie, ciche, samotne chwile w wannie, ciche...samotne...) i zaczął śpiewać hymn Polski. "Dlaczego śpiewasz hymn?" pytam. "To pieśń na cześć ofiar katastrofy okrętu" odpowiada dziecko Smoleńska, przeżywające bardzo to, co się stało 10 kwietnia. Może nie wypada pisać, ale zastałam go parę razy na zabawie w katastrofę prezydenckiego samolotu, w której to zabawie na koniec Roch jest Jarosławem K. przemawiającym w telewizji. Idealnie naśladującym pana J. Z charakterystycznymi cmoknięciami w przerwach przemówienia. Nie wiem, co mam z tym zrobić.
Jutro mały jedzie do Rzeszowa do Dziadków na dwa tygodnie. Z jednej strony dobrze, bo od 3 tyg. z powodu ostrej walki z pieluchą Lolo siedzi w domu, wiec mi już ze łba dymi. Powyższa wzmianka o działającym non stop Synu to dwa dni, wczoraj i dziś. A wyobraźmy sobie takie trzy tygodnie i ten falstart wiosny, z dezorganizującym mój umysł wiatrem, i jest- tzw. zmęczenie materiału zwanego Matkąrzezbiarką.
Wróci utuczony i rozpieszczony. Tak sobie mówię.
No więc cieszę się, że jedzie. Tak sobie mówię.
Z drugiej strony, dzieciuś mi tu właśnie siedzi na kolanach, trzyma lepkimi łapkami ( co on znów dotykał?!) za buzię, patrząc poważnie w oczy i mówiąc, że mnie kocha, i i że będzie tęsknił, a ja już tęsknię:-(

Ps. Chętnie podejmę zabawę zaproponowana przez Żółwicę, ale czas, muszę mieć czas w dzień, żeby się zastanowić. Jutro. Pojutrze. I dziękuje za zaproszenie do niej:)