sobota, 10 kwietnia 2010

Miałam dziś sen

Śniło mi się, ze obudziłam się z bólem gardła, i leżąc z Rochulcem w kocach i kołdrach oglądam jakąś telewizje śniadaniową. Pani z panią rozmawia o diecie, czy czymś takim. Nagle pani prowadząca dotyka ucha, w którym ma słuchawkę i przerywa pani gościowi, mówiąc, że ma do przekazania pilną nowość. Oznajmia, że samolot prezydencki miał wypadek , trwa akcja ratunkowa, i więcej nie wiadomo nic. Ja spokojnie tulę Roszka, popijamy herbatę z miodem. Wyobrażam sobie nieco przestraszonych notabli, otrzepujących swoje eleganckie płaszcze. A pani nagle zmienia się na twarzy i mówi, że samolot uległ katastrofie i prawdopodobnie nikt nie przeżył. Przełączają do innego, typowo informacyjnego studia a tam słychać płacz, normalny, szczery ludzki płacz gdzieś zza kamery. Bieganina. Pojawia się pani prowadząca, zaryczana.
Ja siedzę z małym, "Śnię przecież," myślę , no bo jak, jak inaczej. No tak, to przecież Katyń, katyński las, no tak, jasne, naoglądałam się za dużo filmów i programów o tym, Babcia mi za dużo opowiadała, i teraz mam, mózg mi projektuje jakaś surrealną rzeczywistość.

Miałam już kiedyś taki sen, o stokroć gorszy nawet, kiedy w ogromnym mieście samoloty pełne ludzi rozbijały się o drapacze chmur. Pamiętam, moja siostra wróciła z dyżuru, zasiadła przed telewizorem, gdzie siedzieliśmy prawie bez tchu, Tata pracował wtedy obok tych budynków, z których nic nie zostało. No więc siedzimy struchleli, ja , Mama, szwagier, wchodzi siostra, zajada się kanapkami, macha pogodnie nogą. Patrzymy na nią jak na ducha, a ona beztrosko pyta, czy to dokument o efektach specjalnych. Wyjaśniamy, ona odsuwa jedzenie.


Nie wyobrażam sobie ogromu rozpaczy ludzi, którzy dowiadują się z telewizji, że ich Mama, Tata, Brat, Siostra, Żona, nagle tak po prostu przestali istnieć, że już nigdy. Ogromne kondolencje.

środa, 7 kwietnia 2010

O tak sobie bez tytułu

Jesienią skradziono nam ten fotel.


Trafiłam przypadkiem na te zdjęcia to piszę tu wszem i wobec-KTOKOLWIEK WIE COŚ O TYM ROBIONYM PRAWIE DWA MIESIĄCE PRZEZ MOJEGO MĘŻA PRZEDMIOCIE NIECH NATYCHMIAST DA ZNAĆ, BĘDZIE NAGRODA!!!
Ale wiem, wiem, to wołanie na puszczy, złomiarze dawno pocięli i sprzedali na kilogramy. Niech im ziemia lekką nie będzie...
Ale ładny był, co?
A to zdjęcie "Ja w pracy", mieszkanie fajnego inwestora otwartego na tak zwane nowe . Na razie mam w głowie pustkę kapustkę. Gdyby chciał antyczny tors czy łeb wilka-luz, ale on mówi "Może być wszystko". A wszystko to pojecie groźne ogromne. Czasem.
No więc zdjęcie, autor Roch.

Ostatnio wybraliśmy się z Babciami w bardzo daleką podróż, a mianowicie w czasie. Pokonawszy sto lat wstecz postanowiliśmy odwiedzić zakład fotograficzny na Ząbkowskiej, bo sądziliśmy, i nadal sadzimy, że bez nijakich dowodów nikt nam nie uwierzy. A wiadomo, że na Pradze najtaniej, lumpenproletariat. Oto my.
Kiedyś to ludzie byli eleganccy. Aż się same plecy prostowały w tych ciuchach.

Byłam dziś w lesie. Usłyszałam klangor żurawi gdzieś wysoko. Człowiek słuchający żurawi wygląda tak.
Po chwili okazało się, że to dźwięk wydawany przez źle naoliwiony dźwig pracujący na pobliskim cmentarzu. Człowiek słuchający źle naoliwionego dźwigu z pobliskiego cmentarza , myślący, że to klangor wygląda tak.
Tak samo. Wielka jest siła fałszu, hehehe.
A to moje wiosenne psy.

Folga to kilwater normalnie za sobą zostawia w wodzie, i jak do niej wpada, i jak płynie, i jak wypada. A potem szukała czegoś i szukała i znalazła patyk. Zaniosła do domu, pewnie z myślą o ognisku, bo ta woda to była zimna, oj zimna.
I w ogóle jest znów zimno. Bo kwiecień to jak Państwo wiedza, tak przeplata, jak to dziś w telewizji powiedział pan Kret.
I ja kończę pleść. Pa. Do zobaczenia.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Co daje nam poczucie szczęścia

Między innymi.
Ładna pogoda w Wielką Niedzielę. Piękny , suto zastawiony stół, który wręcz ugina się od umieszczonych na nim kalorii, czekających na przedostanie się do naszych bezbronnych ciał. Las za oknem, a po południu ciężki krok podczas samotnego spaceru, kaczki na Białym Ługu, pies pędzący za patykiem do wody, zapach nagrzanych sosnowych igieł, ślad żmii na piasku. To wszystko w lekkich oparach dobrze zmrożonej wódeczki, pitej od 11 tylko w ten jeden dzień w roku.
Powrót ze spaceru, a tam śniadanie trwa, Ciocia nadal polewa cytryną tatara na każdym talerzu, czy ktoś chce, czy nie, Roch szczęśliwy bawi się dostaną na urodziny koparą w wersji gigant, Teść polewa z warszawską galanterią, pytając "no, wypyly, nie wypyly?" a Teściowa po raz kolejny proponuje"cherbatkie, kawkie?". Siedzieć, patrzeć, zapamiętać, śmiać sie w duszy, że w lesie non stop spiewały ptaki, a tu non stop szczękają sztućce.
A w Lany Poniedziałek zdybać swoje dziecko myjące kuzynkę starą szczotka do mycia samochodu, wodą stojąca w garażu. Oboje byli w 100% szczęśliwi i nie przeszkadzał im w tym gil do pasa.
Dobre plany na przyszłość.
Wyspanie się w końcu.
Dziecię w przedszkolu;)

Dopisane.
Chciałbym bardzo podziękować mojej nowej warszawskiej Rodzinie za przygarnięcie włóczęgi z Galicji, zaadoptowanie,i tak, ośmielę się to napisać, chyba nawet pokochanie. Dziękuję>

czwartek, 1 kwietnia 2010

Czego powinniśmy unikać

Przyrządzania wystawnej kolacji, wystawnej z okazji urodzin małżonka, z lizakiem chupa chups o smaku truskawkowym w ustach. Gdy zapomnimy o tym lizaku, co nie znaczy, że jego intensywny, opracowany przez kilkudziesięciu superspecjalistówe smak syntetycznej truskawki nie będzie z nami, zestaw przypraw dodanych do kurzych nóg zapiekanych z warzywami może być eksperymentalny. Na szczęście mój mąż jest jak szczur, zje wszystko (sam tak o sobie mówi) a syn nie ma jeszcze sprecyzowanego gustu. Odpowiedni napój i spokojnie można jeść.

W porannej telewizji widziałam, jak jedna wielka gwiazda ogłosiła, że do tego, kto pierwszy dodzwoni się do niej na nr ... przyjedzie na imprezę, a raczej ją uświetni swoją osobą. I nikt nie zadzwonił, robiło się coraz niezręczniej , wszyscy zaczęli gadać o czymś innym, w końcu ktoś ją zaprosił na dwudziesta piątą rocznicę ślubu do Rudnej Małej w podkarpackim. Bogu dziękować, bo i ja zaczęłam czuć coraz mocniejsze zarzenowanie.
Żart. Nic takiego się nie wydarzyło. Prima aprilis:)